Mój dziennik, Mój świat

Z przytupem

Poniedziałek z rodzaju tych z przytupem.
Najpierw euforia: wracamy do szkoły! Wychodzisz z domu o czasie, a tu przychodzi szybę skrobać❄️
Na szczęście nasz czołg szybko się nagrzał i pomknęłyśmy przez ronda i skrzyżowania na zielonej fali przy wschodzącym słońcu🙏🏼☀️ Pod szkołę podjechałyśmy na czas, co mnie niezmiernie ucieszyło, ale! No właśnie w tym momencie radości i satysfakcji moje Dziecię oświadcza, że zapomniało okularów, bo tak! się spieszyło (nadmienię, że to ja pakowałam śpiochowi pudełka z jedzeniem i taszczyłam plecak do samochodu, bo taaaki ciężki, plus swoją torbę i kubek z kawą ).
I co tu zrobić? Odprowadziłam szybko moją gapę pod wejście i biegusiem z powrotem do domu.
Nie to żebym miała inne plany co do tego ranka. Ja przecież nic nie robię, to mogę tak jeździć w jedną i drugą. Dobrze, że w samochodzie można wiele spraw też załatwić, aczkolwiek ciężej się skupić, kiedy masz do rozwiązania ważne kwestie, które jednak lepiej dopinać na spokojnie i w skupieniu.
No nic! Wychodzi na to, że nie w moim przypadku!
Po drodze kurier gubi przesyłkę, ktoś zapomina, co mówił i robi ze mnie kretyna i jeszcze złośliwość rzeczy martwych się nasila. Jak żyć?
Są też dobre strony. Okazuje się, że dystans do szkoły można pokonać szybciej i to przepisowo, nowy kubek termiczny trzyma cieplusią kawę baaardzo długo (aż do poparzenia języka) i nowa pani na kasie w Lidlu jest tak sympatyczna, że jeszcze nikt w życiu tak serdecznie mnie nie kasował- już zawsze chcę do pani Agnieszki! Tak! Rodaczka🙏🏼
Jest popołudnie, a przede mną jeszcze sporo pracy, jakby to określić…🤔okołozarobkowej, z naciskiem na papier i tytuł. A!i wiem, że dzisiaj to już na Kilimandżaro z żelazkiem się nie wybiorę, a to oznacza katastrofę odzieżową. Zasypie mnie hałda prania i się nie odkopię. A kto by mnie szukał? Dzieci? Kiedy by zgłodniały? Już nie, bo radzą sobie same świetnie.
No to czas na spacer w liściach🍁🍂 Widzisz jak jest pięknie?
Zawsze pomimo wszystkiego i wszystkich🍀